Za nami 61. edycja Salone del Mobile. Milano, ale Mediolan to też Brera Design Distrcit czy Tortona Design Week. Pierwszy raz byłam na targach w Mediolanie ponad 12 lat temu, w tym roku byłam tam po raz 5. Co się zmieniło w ciągu tych lat? Jak my – odbiorcy targów się zmieniliśmy? Czy warto tam lecieć, przejść dziesiątki kilometrów?
Jedno jest pewne – w świecie designu – mebli, czy oświetlenia nie ma ważniejszego wydarzenia niż Salone del Mobile. Milano. Gdzieś za włoską stolicą designu jest Paryż, ale jednak nadal, kiedy pytam osoby z branży o najważniejszy event – KAŻDY odpowiada „Mediolan”. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta – w jednym miejscu znajdziemy najważniejsze marki wnętrzarskie. Nowości. Inspiracje. Takie, które bywają niedostępne, ale przez te kilka dni w roku są na wyciągnięcie ręki. Możemy wejść na stoisko zobaczyć, a nawet sprawdzić, czy sofa jest wygodna, czy materiał jest miły, jaka jest jego struktura. W jednym miejscu i w jednym czasie. Możemy zajrzeć do showroomów, które nie zawsze są dostępne „prosto z ulicy”.
Salone del Mobile. Milano to szesnaście hal. Kiedy przechodziłam przez ósmą zastanawiałam się, czy jest ktoś, kto może powiedzieć, że był w każdej z szesnastu, dokładnie przyjrzał się wystawcom i ich ofercie. Gdyby poświęcić na to faktycznie te pięć dni — jest to realne, ale czy warto? Warto na pewno przygotować się do tego wyjazdu i opracować sobie dokładnie plan zwiedzania, zweryfikować firmy, które biorą udział w wydarzeniu i dać sobie też czas na odkrywanie.
Po co jeździmy do Mediolanu? Ja, Ty, Twoja znajoma architektka? Każda z nas szuka świeżości, inspiracji, nowości. Każda z nas wykorzysta to w inny sposób. Dla mnie Mediolan (Salone del Mobile. Milano, Brera i Zona) to przede wszystkim „bycie na bieżąco” z tym, co oferują marki i jak prezentują swoją ofertę, jakie pojawiają się trendy, a także jak zorganizowane jest takie wydarzenie.
W tym roku to również obecność mojego Klienta jako wystawcy. Marka AQForm pojawiła się ze swoimi produktami w ramach EUROLUCE 2023. To moje PRowe dziecko więc było we mnie naprawdę dużo emocji, kiedy zobaczyłam przed sobą ich logo. Czerwień i czerń. Dwa kolory przewodnie, dzięki którym nie dało się przejść obojętnie obok ich stoiska. A tam ich flagowe produkty jak MIDI i MAXI RING, PET, czy nowości: AQfelt i IKI również premierowo w wersji ściennej. Byłam na stoisku kilka razy i za każdym razem był tam tłum ludzi. To chyba o czymś świadczy, prawda? Uwierzcie mi, że dla firmy jest to ogromne wyzwanie – finansowe i logistyczne. I zawsze mam to z tyłu głowy, kiedy chodzę po innych stoiskach podczas targów.
Warto również dlatego, że w Polsce nie mamy takich wydarzeń. Na takim poziomie, z takim rozmachem. Warsaw Home rokowało, ale wszyscy wiemy, jak się sytuacja ma obecnie. Mamy festiwale designu, ale tu… jest jak jest. Jeśli chcecie zobaczyć coś naprawdę wow, mieć w głowie piękne obrazki, znaleźć mnóstwo inspiracji, poznać fantastycznych ludzi i utwierdzić się, że macie świetną pracę – to jest to wydarzenie dla Was.
Wszystko. Zmieniliśmy się my jako konsumenci, ale zmieniły się też firmy. Była pandemia, przez którą na chwilę cały świat się zatrzymał, żeby nagle podbić słupki sprzedażowe w branży wnętrzarskiej. Kto z nas nie zrobił remontu podczas lockdownu? Jak patrzę na te ostatnie 12 lat to zmieniło się naprawdę wszystko. Sytuacja gospodarcza, a przez to finansowa firm wymusiła zupełnie inne podejście do obecności marki na targach.
Po pierwsze: produkt. Kiedyś te stoiska były bardziej artystyczne, firmom zależało na wywołaniu efektu „wow” poprzez swoją ekspozycję. Dziś liczy się produkt. Jego prosta ekspozycja albo pokazanie go w realnym otoczeniu: salon, sypialnia, gabinet.
Po drugie: mniej zbieractwa. Pierwszy raz byłam w Mediolanie z moim Klientem i z zaproszoną grupą dziennikarzy więc widziałam, ile dostają gadżetów i materiałów o marce. Popularnym widokiem na targach były czerwone wózeczko-plecaczki. Na lotniskach natomiast upychanie po walizkach innych współpasażerów nadprogramowych kilogramów. Dziś? Katalogi, czy jakieś drobne gadżety były na naprawdę niewielu stoiskach. Co więcej, nie widziałam, żeby ktoś coś ze sobą nosił. Z jednej strony ekologia, a z drugiej ekonomia. Jeśli komuś spodobał się produkt i był nim zainteresowany to robił zdjęcia, pytał na stoisku czy informacja jest na stronie i tyle.
Po trzecie: telefony w dłoń. Mam naprawdę mało zdjęć z poprzednich edycji. Natomiast gdzie się nie obejrzałam każdy trzymał telefon w dłoni i robił zdjęcia. Szeroki kąt, detal, jeszcze jeden detal i na koniec całe stoisko, żeby wiedzieć co to była za marka. Ja też tak robiłam. Naszła mnie w trakcie pewne refleksja, że ten telefon i robienie contentu do sociali trochę odziera to wydarzenie z przeżywania tego, co jest tu i teraz. A mówię o tym, ponieważ obserwuję sporo architektów, architektek i widziałam, ile dodawali relacji. Co do tego mam bardzo mieszane odczucia…
Po czwarte: mniej szaleństwa. Jestem daleka od oceniania trendów, ale dało się zauważyć, że marki zwłaszcza te z górnej półki są dosyć zachowawcze, jeśli chodzi o formę, kolor, czy materiał. To się oczywiście nie bierze znikąd. Tacy są ich Klienci. Szaleństwem były odcienie terakoty i praktycznie cała paleta kawowych barw. W oczy rzucało się natomiast wykończenie. Już nie mat moi Państwo, ale błysk. W meblach skrzyniowych, ale i tapicerowanych jak np. oparcie.
Po piąte: tylko dla wybranych. Moje serce zawsze mocniej bije dla młodych marek, polskich marek i tak sobie myślę, że ich obecność na takim wydarzeniu praktycznie graniczy z cudem, a szkoda. Uważam, że możemy pochwalić się kilkoma naprawdę dobrymi brandami i byłoby świetnie, gdyby mieli możliwość pokazania się właśnie na tygodniu designu. Oczywiście to wcale nie jest takie proste i nie chodzi tylko o finanse, czy logistykę, ale też przygotowanie takiej marki na zagraniczną sprzedaż.
Jak już wspomniałam – Mediolan to nie tylko targi. Dla niektórych to przede wszystkim Brera Design District i Tortona Design Week. To wtedy marki otwierają swoje showroomy, a inne tworzą czasowe pop-upy. Jeszcze inne idą w artystyczną stronę i projektują instalacje. To też naprawdę warto zobaczyć, ale nie wymagajmy od siebie, że musimy być wszędzie, bo tak się czasowo i fizycznie nie da.
Ja już dzisiaj wiem, że za rok, kiedy polecę do Mediolanu to odpuszczę hale na rzecz Brery i Zony, bo tu mam niedosyt. Wiem, że ominęłam kilka świetnych miejsc. Obiektywnie to tu co roku można zobaczyć coś innego, ciekawego. Na halach Salone del Mobile. Milano zobaczymy produkt, ale umówmy się w ciągu roku firma nie jest w stanie wymienić 100% swojej oferty, żeby w każdym roku zaskakiwać nowościami. Nikt też tego od niej nie oczekuje. Tu liczy się biznes.
Uważam, że każdy, kto interesuje się designem, wnętrzami – powinien polecieć do Mediolanu. Dla zainteresowanych à już ogłoszono dokładną datę Salone del Mobile. Milano 2024: 16-21 kwietnia! Polecam już zacząć szukać biletów lotniczych + rada prosto z serca: NIE CZEKAJCIE z noclegiem. Taniej NIE BĘDZIE.
Jeśli chcesz być na bieżąco z tym, co się dzieje w branży, co oferują marki, ale też szukasz świeżego spojrzenia to spędź kwiecień w Mediolanie. Nie zawiedziesz się.
Magda Skibka — specjalistka ds. komunikacji i wizerunku marek z branży wnętrzarskiej i architektonicznej. Od 2015 roku zarządza agencją butikową PLN Design Group. Szkoli, doradza i projektuje komunikację.
Zobacz również: 15 lat minęło. Jak jeden dzień I Co pomyślą inni?